Prawie

Prawie

         Prawie, robi wielką różnicę, jak to mawiają w reklamie :)
Robiąc  swoją Cocachinę i ciesząc się jej genialną formą po głowie chodził mi jej prosty fason, bez żadnych ażurów. I dwa dni po pochwaleniu się swoją Cocachiną, genialna autorka wzoru, Asja opublikowała dokładnie to o czym myślałam :)
Jak zobaczyłam ten sweterek to od razu wskoczyłam do Jej sklepiku na Ravelry by nabyć na ten tychmiast wzór ale... opis jest po angielsku.  A ja po angielsku wzorów niestety nie rozkminiam :)
A pragnienie na sweterek miałam ogromne. Pomyślałam, że skoro nie mamowy o robieniu w/g wzoru to zrobię wzorując się opisem Cocachiny. Same  prawe i lewe i jestem wniebowzięta, bo ponownie frajda przy dzierganiu była ogromna :)
         Nowością dla mnie w tym sweterku było prowizoryczne nabieranie oczek przy dekolcie. Ale udało się i po raz kolejny stwierdziłam, że nie taki diabeł straszny ...
        W trakcie roboty bałam się, że zabraknie mi włóczki, więc kombinowałam, robiąc do połowy rękawy, później plisę przy dekolcie a na sam koniec wróciłam do rękawów i dziergałam je z dwóch końców włóczki aż do maksymalnego wykorzystania. Zostało mi dosłownie parę centymetrów :)
         A po sobotniej wielkiej pardubickiej przy porządkowaniu podwórka po zimowych zawieruchach,  z wielką przyjemnością wybraliśmy się na spacer połączony z sesją zdjęciową.












Dane techniczne:
Włóczka: Malabrigo Sock Azules - całe 3 motki
Druty:  Addi 3 i 2,5 na plisę przy dekolcie i rękawach
Wzór: modyfikacja Cocachiny
Zadowolona z efektu :)
Jola 

***

***

Na wstępie bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję 
 Te wspaniałe komentarze pod poprzednim postem ...
Jesteście kochane !!!
Mąż dostał skrzydeł :)
Tyle komplementów naraz ?
Widziałam jak rósł :)

A dzisiaj ? Dzisiaj a właściwie wczoraj dopadło i mnie. Już myślałam, że mnie, twardej jednak baby, nie zdoła złamać jakieś tam przeziębienie. O jakże się myliłam. Od lat właściwie nie chorowałam i myślałam, że skoro zima za nami, to już nie ma szans. A tu proszę, trach i jest.
Ale nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło :)
W otoczeniu chusteczek, herbatek, malin ... pomyślałam, że jeszcze na tyle siły mam żeby pochować nitki w skończonym sweterku :)
Dzisiaj pokażę, że nie próżnuję i druty właściwie w użyciu ciągłym są, tylko fotograf...
No muszę się z Nim umówić :)




To na samej górze to sukienusia dla bratanicy, tylko nie wiem czy z rozmiarem utrafiłam :)
Te niebieskości to zabawa z Cocachiną :)
To szare, to ulubiony, noszony, wygodny zwyklaczek :)
A te fiolety to na pewno poznajecie :) 

Do następnego 
Buziaki 



Copyright © 2016 Babojolowy zawrót głowy , Blogger